Wszystko

Jak samodzielnie zorganizować wyjazd do Azji? cz. 2

4. Zdrowie

Moje porady w tej kwestii należy traktować czysto orientacyjnie – wiadomo, że najlepiej udać się do lekarza specjalisty od chorób tropikalnych. Polecam poważne poradnie, najlepiej przy szpitalu, w którym jest oddział chorób tropikalnych, jako że w wielu miejscach przyjmują tzw. specjaliści medycyny podróży, którzy oczywiście czasem mogą być bardzo kompetentni, jednak ja trafiłam już kilka razy na takich, którzy nie znali na przykład wszystkich leków na malarię dostępnych w Polsce.

Po pierwsze, przed wyjazdem do Azji warto się zaszczepić. Szczepienia wykonuje lokalny oddział Sanepidu, gdzie zazwyczaj załatwia się wszystko bezproblemowo. Warto najpierw znaleźć namiary w internecie i zadzwonić, aby upewnić się, czy potrzebne będzie zaświadczenie lekarskie o braku przeciwwskazań do szczepienia. W Poznaniu takiego dokumentu Sanepid nie wymaga, natomiast we Wrocławiu już tak. W Sanepidzie znajdziecie też listę zalecanych szczepień i ich cennik – warto od razu wpisać to w budżet wyjazdu, jako że koszta są niebagatelne. Przykładowo, policzmy ile kosztowałyby szczepienia na wyjazd do Indonezji w poznańskim Sanepidzie:

– wirusowe zapalenie wątroby typu A i B (typ A jednorazowa dawka 75 zł, typ B dwie dawki, pierwsza 160 zł, druga 100 zł, lub taniej szczepionka łączona, od razu A i B 170 zł, nie jestem pewna ile powinno być dawek, bo przyjmowałam te szczepionki oddzielnie)

– dur brzuszny (208 zł)

– tężec i błonica (40 zł)

– polio (82 zł)

Jeśli przewidujecie kontakt ze zwierzętami domowymi, zalecana jest też szczepionka na wściekliznę, my ją sobie darowaliśmy. Oczywiście, część tych szczepień zabezpiecza na całe życie, część na co najmniej kilka lat, więc przy kolejnych wyjazdach nie trzeba znowu ponosić tych kosztów. Szczepienia to oczywiście indywidualna decyzja każdego z nas, ja uważam, że lepiej się zaszczepić, niż potem leczyć poważną chorobę. W przypadku wyjazdu z dzieckiem trzeba pamiętać, że część tych szczepień była już wykonana w ramach szczepień obowiązkowych. My szczepiliśmy Olę tylko na żółtaczkę typu A i na dur brzuszny, resztę szczepień ma jeszcze ważną.

Bardziej kłopotliwa i równie kosztowna jest profilaktyka antymalaryczna. Malaria występuje w wielu miejscach w Azji i jest to potencjalnie bardzo niebezpieczna choroba, dlatego nie można jej lekceważyć. Tutaj można znaleźć mapkę, na której zaznaczone są obszary dotknięte malarią. Warto przeczytać szczegółowe informacje dotyczące interesującego nas obszaru, a także sprawdzić, jaki typ malarii tam występuje i jakie leki tam nie skutkują. Trzeba też wziąć pod uwagę porę roku, w której się wyjeżdża – malarię roznoszą komary, których zdecydowanie więcej jest oczywiście w porze deszczowej. Ryzyko zarażenia jest zdecydowanie większe na terenach wiejskich i w dżungli niż w dużych miastach. Szczegółowe informacje na temat profilaktyki zalecanej w każdym rejonie można znaleźć w internecie, a najprościej oczywiście pójść do lekarza, który się na tym zna. Leki można już kupić bez problemu w większości aptek, oczywiście na receptę. Najpopularniejsze przy wyjazdach do Azji Południowo-Wschodniej jest Malarone, które jest bardzo drogie (ok. 170 zł za opakowanie zawierające 8 tabletek, tabletki łyka się codziennie), ale które jest najbezpieczniejsze dla organizmu. Kiedyś popularnością cieszył się znacznie tańszy Lariam, który jednak nie wpływa dobrze na wątrobę i pewnie na parę innych organów, względy finansowe mogą jednak czasem przemawiać za jego stosowaniem.

Jeśli chodzi o profilaktykę antymalaryczną u dzieci, istnieje wersja dziecięca Malarone, o nazwie Malarone Junior. W Polsce można ją dostać tylko z tzw. importu celowego, czyli trzeba zamówić w odpowiedniej aptece i poczekać nawet kilka tygodni. Jeśli się to nie uda, można podawać dziecku Malarone dla dorosłych podzielone na mniejsze dawki. My mieliśmy spore przejścia ze zdobyciem Malarone Junior i ostatecznie Ola łykała połówkę tabletki “dorosłej”.

Tabletki to zaledwie część profilaktyki. Równie ważne jest zabezpieczanie się przed komarami, jako że żaden lek nie zapewnia stuprocentowej ochrony. Teoretycznie odpowiednia odzież pomaga, w praktyce czasem ciężko się zmusić w tropikach do założenia np. skarpetek. Warto więc zaopatrzyć się w repelenty, najlepiej zawierające środek o nazwie DEET – nasze Offy i Autany w Azji na niewiele się zdają. Środki z DEET można kupić w sklepach myśliwskich lub na allegro, a najlepiej po prostu nabyć je już na miejscu. W Bangkoku są dostępne w każdym sklepie 7 Eleven, w Indonezji w większości marketów, w Malezji podobnie.

Oczywiście każdy najbardziej boi się problemów żołądkowych. Moim zdaniem wystarczy zachować trochę zdrowego rozsądku, by ich uniknąć. Woda tylko butelkowana, szejki z lodem z umiarem, zwłaszcza od razu po przyjeździe. Owoce obierane ze skórki, jedzenie świeże. My nie boimy się ulicznych straganów, zazwyczaj na nich właśnie można znaleźć najświeższe dania, ale jak widzę, że ktoś brudnymi rękami kroi arbuza, którego wrzuca do woreczka i próbuje mi sprzedać, to odmawiam. Lepiej owoce kupić na targu i obrać samemu. Większą ostrożność radziłabym zachować w Indiach, tam nawet posunęłabym się do mycia zębów w wodzie butelkowanej, a nie z kranu, niektórzy zresztą robią tak wszędzie w Azji…

Warto uważać na węże, które można zobaczyć nawet w mieście, lepiej nie wchodzić zbyt często w krzaki czy wysoką trawę. Nam się zdarzało, ale staraliśmy się wtedy iść dość głośno, żeby spłoszyć to, co może się tam czaić, no i zakładaliśmy pełne buty, które zwykle ze sobą zabieramy. W Azji można chodzić cały czas w sandałach, ale jeśli planujecie jakikolwiek trekking czy choćby spacer gdzieś po bezdrożach, pełne buty, choćby lekkie adidasy, a najlepiej oczywiście porządne trekkingowe, na pewno się przydadzą.

Szczerze mówiąc, nie mieliśmy w Azji zbyt wielu problemów zdrowotnych. Wożę dobrze zaopatrzoną apteczkę i to zazwyczaj wystarcza. Jedynie w Indiach korzystałam z pomocy lekarskiej, i to kilkukrotnie – chodziłam wtedy do zwykłego, miejscowego lekarza, płacąc mu za wizytę. Były to kwoty śmiesznie niskie, zaś pomoc niezwykle skuteczna, choć jedno z lekarstw w ramach ciekawostki zabrałam do Polski, jako że nie wiedziałam wcześniej, że coś przeznaczonego do spożycia może tak straszliwie śmierdzieć! Lek na zapalenie ucha, które kiedyś w Indiach złapałam, nie był w formie tabletek czy syropu. Pan doktor z ważną miną wymieszał jakieś tajemnicze proszki, następnie podzielił na porcje i każdą zawinął zręcznie w mały kawałek gazety. Proszki te miałam połykać popijając wodą, i przyznam, że było to jedno z najgorszych doświadczeń w życiu. Trzeba jednak przyznać, że zapalenie ucha minęło błyskawicznie!

5. Co zabrać?

Jak najmniej! W większości krajów w Azji kupić można wszystko to samo, co i u nas, często znacznie taniej. Poza tym wszędzie można oddać ciuchy do prania, wracają często wyprasowane, a czasem wręcz zafoliowane;) My bierzemy dosłownie kilka koszulek, dwie pary spodni, w tym jedne odpinane, z których można zrobić szorty, jeden cienki polar i tyle. No wiadomo, bielizna, w tym skarpetek jedna para, do użytku w klimatyzowanych autobusach. Za to wracamy zawsze z większą ilością ciuchów;)

Co się jeszcze przydaje:

  • latarka czołówka
  • ręcznik szybkoschnący – warto zainwestować
  • śpiwór z prześcieradła, lub kupiony worek do spania z cieniutkiego materiału (można dostać w sklepach sportowych i turystycznych)
  • saszetka na pieniądze i dokumenty POD ubranie, taka, którą nosi się pod spodniami i jej nie widać
  • sznurek i kilka klamerek do bielizny
  • adapter do gniazdek elektrycznych (jeśli jedziemy do kraju, w którym będzie potrzebny)
  • cienki szalik, apaszka itp. – pomaga uniknąć bólu gardła po nocy w zimnym autobusie
  • wilgotne chusteczki do wytarcia rąk
  • krem z wysokim filtrem (jedna tubka, na miejscu dokupicie identyczny krem znacznie taniej), krem po opalaniu zawsze kupuję na miejscu, bo jakoś lepiej działają, niż nasze…

I to właściwie wszystko. Oczywiście do tego dochodzą kosmetyki, jakaś książka do czytania (ostatnio Kindle), przewodnik (też może być na Kindlu) i tym podobne drobiazgi. Warto też zrobić skany paszportów i innych dokumentów i zostawić je sobie gdzieś na skrzynce mailowej, żeby w razie potrzeby można je było szybko wydrukować.

Na miesięczny wyjazd rzeczy moje i Łukasza mieszczą się w jeden plecak 35-litrowy. Muszą, bo drugi plecak zajmuje sprzęt foto;)

Z rzeczami dla dziecka nie jest już aż tak różowo, w jeden plecak się nie zmieściliśmy, ale prawie. Z rzeczy, które zabrałam tylko ze względu na nią, warto wymienić kamizelkę ratunkową. Poważnie, wiozłam do Azji kamizelkę w plecaku;) Zastanawiałam się trochę, ale wystarczyło rzucić okiem na statystyki dotyczące zatonięć indonezyjskich promów, żeby pozbyć się wątpliwości. I przyznam, że gdy nas huśtało między Lombokiem a Bali, zazdrościłam Oli, że ma swoją kamizelkę;) Kamizelka waży tyle co nic, ale niestety zajmuje trochę miejsca. Kupiona w zwykłym sklepie żeglarskim.

Poza tym dla Oli zabraliśmy także płetwy, maskę i fajkę do snorklowania. Obawialiśmy się, jak się okazało słusznie, że dziecięce rozmiary okażą się nie do zdobycie.

Do zabawy nie brała właściwie nic. Książkę, ukochaną przytulankę, a nawet dwie, kredki, notes oraz kupioną w necie i wydrukowaną książeczkę z zagadkami i kolorowankami o Bali. Książeczka okazała się hitem, polecam więc z czystym sumieniem stronę, na której ją znalazłam, jest spory wybór książeczek i kolorowanek o różnych krajach. Zabawki były zbędne – ciekawsze było zbieranie muszelek, układanie wzorów z kamyków, robienie zdjęć naszymi komórkami i tym podobne zajęcia. Jedyny wyjątek zrobiliśmy dla kości, jako że zajmują mało miejsca, a dostarczają sporo rozrywki. Zabrałam też kieszonkową grę planszową, ale okazała się niezbyt trafiona (pomimo iż była malutka, potrzebne było sporo miejsca, żeby w nią grać) i nie przydała się.

6. Jak oszacować koszty?

Co trzeba policzyć?

1. Bilet lotniczy (1600 – 2500 zł) oraz ewentualne przeloty na miejscu (300-500 zł)

2. Wizy – tu może być różnie, powiedzmy że potrzebna nam wiza jednego kraju, kosztująca ok. 25-30$ (ok. 100 zł).

3. Profilaktyka zdrowotna – jeśli to nasz pierwszy wyjazd, na szczepionki możemy wydać nawet ok. 500 zł, plus ewentualny koszt tabletek na malarię

4. Koszty na miejscu – szacunkowy koszt jednego dnia w danym kraju można sprawdzić, zadając pytanie np. na forum travelbit, lub sprawdzając, co piszą na ten temat w Lonely Planet. Koszty z przewodnika są często zaniżone, jako że ceny mogły pójść w górę. Przykładowe koszty są też na stronie koniecswiata.net. Trzeba mieć jednak świadomość, że każdy podróżuje inaczej i inne koszta ponosi. Jedni nie boją się lokalnych środków transportu i raczej nie zwiedzają zabytków, do których bilety są drogie, inni zwiedzają wszystko, co się da i korzystają czasami z taksówek. W miarę realnie można policzyć koszty noclegów i jedzenia, trudniej jest z transportem, chyba że dokładnie wiemy, gdzie będziemy jeździć i czym. Prosty, ale czysty nocleg w Tajlandii może kosztować między 7 a 15$, w Malezji podobnie. Nora w Kuala Lumpur (dzielnica Chinatown) – 35-40 zł za pokój dwuosobowy bez łazienki. Komfortowy hotel na Bali, z łazienką aneksem kuchennym, klimatyzacją, basenem i śniadaniem podanym na prywatny taras kosztował 50$ za 3 dorosłe osoby w Sanur i 35$ w Lovinie, w szczycie sezonu. Jedzenie jest dużo tańsze – dobry posiłek dla dwóch osób w Tajlandii może się zamknąć w 20 zł. Oczywiście można wydać dużo więcej;) Bardzo dobre jedzenie w jadłodajniach dla miejscowych w Indonezji kosztowało 5-10 zł za posiłek, jedyne utrudnienie to brak jakichkolwiek słów angielskich w menu i oczywiście zero angielskiego u obsługi. W knajpach dla turystów podobne dania to już wydatek rzędu 20 – 30 zł. Transport – niestety trzeba zsumować koszty podróży na poszczególnych odcinkach, łatwo je sprawdzić w necie i w przewodniku. Liczymy więc sobie mniej więcej koszt dzienny, mnożymy przez ilość dni i dodajemy 30% na wszelki wypadek. Nam średnio wydajemy chyba ok. 20$ dziennie na osobę, czyli przy pobycie trzytygodniowym wychodzi to ok. 1200 – 1300 zł. Za dziecko często się nie płaci w hotelach i w środkach transportu, aczkolwiek Ola nadrabiała kupowaniem pamiątek i wybieraniem typowo turystycznych, a więc najdroższych dań;)

Z powyższych wyliczeń wynika, że trzytygodniowy wyjazd budżetowy do Azji może kosztować między 4000 a 5000 zł na osobę. Jeśli jedziecie w kilka osób, najlepiej dwie lub cztery, powinniście wydać nieco mniej. Dużo zależy oczywiście od ceny biletu lotniczego i konieczności zaszczepienia się. Poza tym na pewno przed wyjazdem będziecie coś chcieli kupić – a to lżejszy plecak, a to “oddychającą” koszulkę czy choćby przewodnik. Te koszty potrafią być dość znaczne, na szczęście przy każdym kolejnym wyjeździe będą maleć, bo sprzęt i ubrania wyjazdowe nie zużywa się tak szybko.

Dorzucajcie swoje rady, proszę! Napiszcie, co jeszcze zabieracie ze sobą, jak można obniżyć koszty, i o czym nie można zapomnieć!

You Might Also Like...

No Comments

    Leave a Reply