Kirgistan

Wynajętym samochodem po Kirgistanie

Wielogodzinne podróże dzieloną taksówką to okazja to długich rozmów. Szczególnie, jeśli pięcioosobowym samochodem dzieli się sześć osób, z których trzy to dość imponująco zbudowane Uzbeczki, obładowane morelami i kurutem (kulkami z suszonego jogurtu). Jednak własny samochód daje wolność i pozwala dotrzeć w mniej oczywiste miejsca o wybranych przez siebie porach. Dlatego od początku zamierzaliśmy spróbować wynająć samochód na ostatni tydzień naszego pobytu w Kirgistanie. Okazało się, że nie jest to trudne, aczkolwiek wymaga więcej planowania, niż wynajem samochodu w krajach europejskich, a koszty są porównywalne.


Przede wszystkim, w Kirgizji nie działają duże, międzynarodowe sieci. Trzeba polegać na lokalnych wypożyczalniach, których w dodatku jest niewiele. Najbardziej chyba znana i polecana to Iron Horse Nomads (KLIK) – wypożyczalnia prowadzona przez mieszkające w Biszkeku Amerykanina. Jest to firma godna zaufania, oferująca dobre samochody i ubezpieczenie. Niestety, mają chyba najwyższe ceny i niewiele samochodów – nam nie udało się nic u nich zarezerwować, bo na kilka miesięcy przed naszym wyjazdem dostępne były tylko ich najdroższe samochody.

Skorzystaliśmy więc z usług firmy Kyrgyz Rent Car (KLIK), prowadzonej przez niejakiego Almaza. Almaz to Kirgiz, który mieszkał dwa lata w Londynie (wynajmując tam mieszkanie z Polakami, dzięki czemu darzy nasz kraj sporą sympatią). Jego wypożyczalnia nie ma biura, a samochód odbiera się we wcześniej ustalonym miejscu. My umówiliśmy się po prostu przed dworcem autobusowym, a Almaz jakimś cudem wyłowił nas z tłumu ludzi wysiadających z mocno opóźnionej marszrutki z Karakol. Papiery podpisaliśmy na masce samochody, zapłaciliśmy całą kwotę gotówką i odebraliśmy kluczyki do całkiem sensownej Toyoty Avensis. Cena to 40$ za dobę, samochód oczywiście nie był terenowy, ale Almaz od razu poinformował nas, że możemy jeździć poza drogami, byle z rozwagą. Samochód sprawował się znakomicie przez cały tydzień, a nie oszczędzaliśmy go wcale!

Kirgizja to wymarzony kraj dla samotników, którzy szukają dzikich miejsc. My spędziliśmy cudowny tydzień, snując się po bezdrożach, biwakując pod takimi górami, jak te ze zdjęcia, kąpiąc się w lodowatych rzekach i jedząc kupowane przy nielicznych asfaltowych drogach arbuzy i maliny. Ponieważ był to już ostatni tydzień naszej podróży, podeszliśmy do wszystkiego na luzie. Nie chcieliśmy jeździć daleko, wybraliśmy więc niezbyt oddaloną od Biszkeku Suusamyr Valley. Okazało się to strzałem w dziesiątkę – krajobrazy zapierają dech w piersiach i jest całkiem pusto, ponieważ turystów przyciąga pobliskie jezioro Song Kul. Kiedyś zwiedzimy tę dolinę pieszo, tym razem jednak spędziliśmy kilka sielskich dni jadąc drogą gruntową, która odchodzi od szosy Biszkek-Osz i ciągnie się aż do Kochkoru. Sami popatrzcie, jak tam pięknie!

Żaden pobyt w Kirgizji nie jest oczywiście kompletny bez pobytu nad Issyk-kul, największym jeziorem tego kraju i jednocześnie drugim pod względem wielkości wysokogórskim jeziorem świata (po jeziorze Titicaca). Miejscowi nazywają Issyk-kul morzem, i faktycznie, w tym najbardziej, jak to możliwe, oddalonym od morza kraju taki bezmiar wody trudno nazwać jeziorem. Issyk-kul ma 182 kilometry długości, w najszerszym miejscu 60 kilometrów szerokości. Nigdy nie zamarza, choć otaczają je pokryte śniegiem szczyty. Jego woda jest lekko słona, a woda jest w nim cieplejsza, niż zazwyczaj w lecie w Bałtyku (choć nie oszukujmy się, nadal oznacza to, że jest zimna).


Nad Issyk-kulem można znaleźć coś dla każdego. Na północnym brzegu bywa tłoczno – to tutaj znajdują się popularne miejscowości wakacyjne, do których przyjeżdżają zarówno Kirgizi, jak i Kazachowie i Rosjanie. Można tu poczuć się całkiem jak 20 lat temu w Mielnie. Łatwo tu dojechać, jest mnóstwo hoteli o różnym standardzie i różnych cenach, ale oczywiście jest spokoju próżno tu szukać (choć nam udało się znaleźć urocze miejsce kempingowe nad samym jeziorem, w dzień wprawdzie także zatłoczone, ale o zmroku puste i przyjemne). Warto się tą stroną jeziora przejechać choćby po to, żeby kupić wędzone ryby z jednego z przydrożnych straganów!

Brzeg południowy jest dużo bardziej dziki. Jeśli szukacie miejsca na biwak, tutaj znajdziecie go sporo. W wielu miejscach bez problemu można dojechać nad samą wodę. Wiedzą o tym oczywiście miejscowi, więc w dzień trudno liczyć na całkowitą samotność na plaży, jednak jest tu tyle przestrzeni, że można przez wiele godzin zobaczyć dwie, trzy osoby.

Nas na jednej z takich pustych plaż spotkała jednak pewna niespodzianka – nadjechał miejscowy samochód, z którego wysiadło dwóch młodzieńców. Spytali, czy planujemy tu nocleg i kazali wypełnić jakiś formularz. Po chwili odjechali, i choć faktycznie mieli tych formularzy cały plik, a wpisywało się w nie tylko numer rejestracyjny samochodu, poczuliśmy się nieswojo i na wszelki wypadek postanowiliśmy poszukać innego miejsca na nocleg.

Znad Issyk-kulu wróciliśmy do Biszkeku równiutką szosą, na której nieco ponad tydzień wcześniej spotkała nas niemiła przygoda. Na szosę zsunął się spory kawałek zbocza, blokując całkowicie przejazd. Jest to ważna i uczęszczana trasa, a w tak górzystym kraju jak Kirgizstan każda zablokowana droga to prawdziwy dramat. A to nie Chiny, tak poważnego osuwiska nie potrafią usunąć w krócej niż kilka dni.

Całe szczęście, że nikomu nic się nie stało, na szosie jednak po kilku godzinach zaczęły rozgrywać się dantejskie sceny. Było upalnie, cienia nie było, w pobliżu żadnej wioski. Po obu stronach osuwiska stały setki pojazdów, których kierowcy nie potrafili ustawić się po prostu w rządku i czekać. Każdy z nich koniecznie chciał podjechać jak najbliżej, niektórzy próbowali zawracać, także ciężarówkami, i wkrótce sytuacja zaczęła wyglądać beznadziejnie. Naradziliśmy się z pozostałymi pasażerami naszej marszrutki i postanowiliśmy, że spróbujemy znaleźć inną marszrutkę po drugiej stronie, której pasażerowie są w równie beznadziejnej sytuacji, i po prostu zamienić się z nimi na pojazdy. Nasz kierowca sam na to nie wpadł, ale pomysł mu się chyba spodobał, bo poszedł w siną dal, a po jakiejś godzinie wrócił, informując, że znalazł marszrutkę, która utknęła po drugiej stronie i zabierze nas do Biszkeku. Załadowaliśmy więc swoje bagaże (nam było łatwo, ale miejscowi podróżują tu często z kilkunastoma ogromnymi torbami, wszyscy podzielili się wobec tego ładunkiem) i przedostaliśmy się przez osuwisko na drugą stronę, mijając pasażerów, którzy podążali w przeciwnym kierunku, by zająć nasz pojazd. Jeszcze kilka chwil grozy, podczas gdy kierowca usiłował zawrócić wśród dziesiątek kompletnie zablokowanych pojazdów, i wyruszyliśmy.

Na takie niespodzianki trzeba być w Kirgistanie przygotowanym. Dróg jest mało, prowadzą przez góry, często nie są odpowiednio zabezpieczone. Zmywają je deszcze, zasypują kamienie – lepiej zawsze planować podróż z kilkudniowym zapasem.

O czym jeszcze należy pamiętać, podróżując po Kirgizji samochodem?

Stacji benzynowych jest mało, a w wioskach mogą mieć postać stolika z butelkami, w których jest benzyna. Tankujmy, kiedy tylko się da.

Drogi, które na mapie wyglądają całkiem normalnie, mogą być najeżone kamieniami i kompletnie nieprzejezdne dla samochodu osobowego.

Mimo wszystkich trudności, warto! Kirgizja poznawana zza kółka to zupełnie inny kraj niż ten, który widzicie z marszrutki pomykającej szosą.

I wreszcie – obserwujcie bacznie brzegi dróg, zwłaszcza druty. Siedzą na nich często ptaki, których zobaczenie w Polsce jest naprawdę trudne, takie jak żołny i kraski!

 

You Might Also Like...

No Comments

    Leave a Reply