Wszystko

Park Narodowy Yading

Yading Nature Reserve przypomina raj. To jedno z najpiękniejszych miejsc, jakie w życiu widziałam – numerem jeden są nadal wodospady Iguazu, ale i tu jest nieziemsko pięknie. Czytałam gdzieś, że park ten to nieodkryta perła i że powinien znaleźć się w pierwszej trójce górskich parków narodowych, obok Torres del Paine i Yosemite. Nie mam skali porównawczej, ale zakochałam się w pięknej scenerii Yading. Nie jest tu łatwo dotrzeć. Trzeba jechać kilka dni po kompletnych bezdrożach – z Kangdingu do Litangu, dalej nieistniejącą właściwie drogą do Daocheng, a wreszcie kilka godzin minivanem z Daocheng do wioski Yading. Niedługo ten problem zniknie – w Daocheng jest już wybudowane lotnisko, zaś na drodze widać prace budowlane. Obawiam się jednak, że łatwiejszy dostęp będzie oznaczał masowe wycieczki – oby tylko przyroda pozostała nienaruszona…

Z Litangu do Daocheng jechaliśmy ponad 6 godzin. Daocheng to chińsko-tybetańskie miasteczko wśród trawiastych wzgórz, dojazd do niego jest koszmarem. Po raz pierwszy w trakcie tej podróży mieliśmy problem ze znalezieniem noclegu – nie mogłam zlokalizować wcześniej wybranych hosteli, inne były pełne, zaś w chińskich hotelach recepcjonistki wpadały w panikę na nasz widok i nie chciały nawet spróbować się porozumieć. Gdy naradzaliśmy się na ulicy, podszedł do nas młody chłopak i po angielsku spytał, czy potrzebujemy pomocy. Spadł nam jak z nieba, tym bardziej, że okazało się, że pracuje w jednym z hosteli, których szukałam. Drolma’s Guesthouse okazał się czystym i przyjemnym miejscem. Następnego ranka chcieliśmy ruszyć do Yading. Okazało się, że z powodu budowy drogi, trasa jest zamykana codziennie od 7.30 do 11.00 i od 14.00 do 18.30. Miejsce zamknięcia było bliżej nieokreślone. W hostelu doradzili nam wyruszenie już o 5 rano, w nadziei, że zdążymy przed blokadą. Nadzieja była płonna. Nasz kierowca nie spieszył się – pozdrawiał znajomych, a nawet zatrzymał się, żeby asystować koledze przy zmianie koła. W efekcie koło 7.30 dojechaliśmy do grupki zaparkowanych na poboczu pojazdów, przed którymi stała policyjna blokada. Czekało nas 3,5 godziny stania pzy drodze i zabijania czasu. Gdy wreszcie dotarliśmy do Yading, pod wielkie centrum biletowe, nikt nie potrafił nam powiedzieć, jak trafić do hostelu, który sobie upatrzyliśmy. Po długich konwersacjach bardziej domyśliliśmy się, niż usłyszeliśmy, że musimy kupić bilety na oficjalny parkowy autobus, który przewiezie nas do wioski. Kupno biletu dla Oli stało się największym problemem, ponieważ panie ze wszystkich kas musiały się ponaradzać, jaki bilet jej sprzedać. W końcu jednak znaleźliśmy się w autobusie, a 20 minut później zza zakrętu wyłonił się ośnieżony szczyt Chenresig.

Sama wioska to zaledwie kilkanaście, może trochę ponad 20 domów położonych u stóp gór. Jest cicho, w nocy zimno, a widoki zapierają dech.

Spędziliśmy w parku dwa dni. Drugiego poszliśmy na całodzienny szlak, prowadzący do dwóch jezior. Mleczne jezioro jest pierwsze, idzie się do niego kilka godzin przez ukwieconą dolinę.

Stamtąd półgodzinne strome podejście prowadzi do jeziora pięciokolorowego, które zmienia barwę zależnie od pogody. Jest położone na wysokości 4700 m n.p.m. – Ola była bardzo dumna, że udało jej się wejść.

Po drodze napotkaliśmy kozice, a w dolnych partiach parku wszędobylskie wiewiórki.

Turystów nie ma tu zbyt wielu, chociaż i tak więcej, niż się spodziewaliśmy. Jest sielsko, a góry są niesamowicie blisko, na wyciągnięcie ręki.W Yading znajdują się trzy szczyty, wszystkie należą do świętych gór buddyzmu. Najwyższy jest Chenresig – 6032 m n.p.m.

Chana dorje i Jempelyang mają oba po 5958 metrów. Ich nazwy w języku tybetańskim oznaczają odpowiednio Współczucie, Siłę i Mądrość. Dla świata zachodniego ten region został odkryty przez Josepha F. Rocka, który w 1928 sfotografował te góry dla National Geographic. Napisał on wtedy: ” Szczyt Shenresig przypomina ogromny biały tron, używany do medytacji przez żywego Buddę – siedziba godna tybetańskieg bóstwa. Na bezchmurnym niebie wznosi się przede mną nieskalana piramida Jambeyang – najpiękniejszej góry, jaką widziały moje oczy.” Mogłabym się podpisać pod słowami tego słynnego odkrywcy.

Chana dorje o wschodzie słońca.

Jempelyang o poranku.

 

Informacje praktyczne:

minivan Litang – Daocheng 100 yuanów za osobę, 7 osób w busie, 6 godzin

Daocheng: nocleg – Drolma’s Guesthouse, 30 yuanów / dorm, 120 yuanów /dwójka z łazienką

minivan Daocheng – Yading 50 yuanów za osobę przy 7 osobach w busie, 4 godziny plus stanie na drodze:-)

Yading NR – 150 yuanów wstęp, 120 yuanów autobus do parku, dziecko do 130 cm wzrostu wstęp za darmo, autobus 60 yuanów – wzrost mierzony dość na oko

nocleg w Yading Village – Yading Tianya Youth Hostel – polecam, właściciel, Andy, mówi dobrze po angielsku i jest pomocny. Jego email: yadingty@163.com Hostel łatwo znaleźć – autobus staje przed sklepem w wiosce, trzeba zejść główną drogą w dół do zakrętu i tam, gdzie droga skręca w lewo, pójść w prawo pod górkę – hostel jest na końcu alejki.

W parku można podjechać elektrycznym busikiem 7 km do początku szlaku za 80 yuanów w dwie strony.

You Might Also Like...

No Comments

    Leave a Reply