Wszystko

Podniebny pogrzeb

Jadąc w podróż do innego kraju, a zwłaszcza tak odmiennego jak Chiny, należy odrzucić wszelkie wyobrażenia, założenia i uprzedzenia. Żeby otworzyć się na Innych, nie możemy ich osądzać wedle naszych zasad. Nie jest to łatwe, w końcu żyjemy zgodnie z jakimś systemem wartości, jednak jest to konieczne, żeby uniknąć łatwego osądzania. Żeby poznać coś odmiennego. W trakcie pobytu w Litangu, w jednym z najwyżej położonych miast świata, dane było mi być świadkiem niezwykłego rytuału, chyba najbardziej niezwykłego, jaki w życiu widziałam. Rytuał to piękny i zarazem straszny, taki, który łatwo byłoby pochopnie osądzić. Tybetański podniebny pogrzeb.

Tybetańczycy wierzą, że dusza opuszcza ciało w momencie śmierci. Ciało to tylko skorupa, do której nie powinno się żywić przywiązania. A że naród ten żyje w przyjaźni z otaczającym go światem, ciało po śmierci staje się niejako ostatnim darem jego właściciela dla przyrody. Zostaje oddane na pożarcie sępom. Pozornie straszliwy rytuał ma swoje praktyczne uzasadnienie. W kraju, w którym gleba zamarza na znaczną część roku, pochówek w ziemi jest właściwie niemożliwy. Kremacja też nie jest dobrym rozwiązaniem, ponieważ drewno na opał jest niezwykle cennym towarem na trawiastych wyżynach Tybetu. Ofiarowanie swojego ciała dzikim zwierzętom jest swego rodzaju pięknym wyjściem z tej sytuacji, wyjściem bardzo pasującym do tybetańskiego światopoglądu. Sępy są zresztą uznawane za święte ptaki, jako że latają wysoko pod niebem.

Do ostatniej chwili nie wierzyłam, że uda mi się zobaczyć ten wyjątkowy rytuał. Rząd chiński zakazał go kilkadziesiąt lat temu, jednak w latach osiemdziesiątych zakaz został cofnięty, o ile wiem jednak, takie pogrzeby można wykonywać w niewielu miejscach. Litang to święte miasto – urodziło się tu trzech Dalaj Lamów, a istniejący tu od średniowiecza klasztor jest ważnym ośrodkiem tybetańskiego ruchu oporu. Na tyle ważnym, że w ramach zniechęcania do odwiedzania go nie wprowadzono żadnych udogodnień – ciężko tu dojechać, żadne znaki drogowe nie wskazują drogi do klasztoru, nie ma nawet opłaty za wstęp. Dlatego to właśnie tutaj odbywają się pogrzeby – ciała przywożone są nawet z bardzo odległych okolic. Miejscowi chcą też swoje tradycje rozpowszechniać, dlatego godzą się na dyskretną obecność obcych na pogrzebach. Pogrzeby odbywają się na wzgórzu w okolicy Litangu, wcześnie rano. Wyruszyliśmy więc jeszcze po ciemku, w gęstej mgle porannej. Gdy dotarliśmy na miejsce, było cicho i ciemno, ale na szczytach wzgórz majaczyły ciemne sylwetki czekających ptaków. Wiedzieliśmy już, że pogrzeb się odbędzie. Mgła unosiła się powoli, odsłaniając kolejne postaci, a wreszcie kapłana i leżące w trawie ciało, ułożone w pozycji płodowej. Podeszłam do zgromadzonych ludzi i uzyskałam milczącą zgodę na robienie zdjęć – ustawiliśmy się jednak w oddali, żeby uszanować uczucia rodziny zmarłego. Obecni byli tylko mężczyźni. Kapłan rozebrał zmarłego, ponacinał ciało nożem i przywiązał do umocowanego w ziemi pręta, żeby sępy go nie odciągnęły. Gdy tylko odsunął się, ptaki otoczyły ciało szczelnie. Nikt ze zgromadzonych nie przyglądał się zbytnio, ale wszyscy stali w pobliżu w ciszy. Gdy z ciała pozostał praktycznie tylko szkielet, sępy zostały na chwilę odgonione – a właściwie przemieściły się na kolejne ciało – odbywały się bowiem dwa pogrzeby jednocześnie, kapłan zajął się resztkami. Rozdrobnił kości i czaszkę, wymieszał je z mąką i tak przygotowany pokarm ponownie zostawił ptakom. Po ciele nie zostało praktycznie nic.

Obserwacja tego wszystkiego była mocnym przeżyciem. Wywoływała uczucia przerażenia, ale i zachwytu nad tym, jak ci ludzie potrafią skupić się na sferze duchowej, a zarazem ofiarować resztki tego, co po nich zostaje, przyrodzie. Cały rytuał jest dość straszliwy – ptaki walczące o pożywienie, wyrywające sobie kawałki ciała, ale zarazem piękny. Nam dane było go oglądać podczas pięknego wschodu słońca, we mgle, która dodawała całemu wydarzeniu mistycyzmu, którego zresztą i tak nie brakowało. To inny, obcy świat, świat, którego do końca nie rozumiem, ale cieszę się, że go chociaż dotknęłam, i że wyjechałam z Litangu pełna refleksji nad naszym i ich podejściem do życia i śmierci. Obejrzyjcie kilka zdjęć tego niezwykłego pogrzebu, zdjęć, na których starałam się nie pokazać niczego drastycznego, a jedynie oddać klimat wydarzenia.

 

 

You Might Also Like...

No Comments

    Leave a Reply